sobota, 9 marca 2013

4.


Patrick

        Obudził mnie podjeżdżający pod dom samochód. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem czarne auto zatrzymujące się przed naszą bramą. Szybko ubrałem się i pobiegłem do Toma. Wpadłem do jego pokoju              i szepnąłem:

-Zostań tu - kiwnął głową, wyrażając zrozumienie, a ja pobiegłem na dół, gdzie ujrzałem wystraszoną mamę                              i jak zwykle dumnego ojca. Przytuliłem rodzicielkę, a wtedy drzwi otworzyły się z hukiem i do salonu weszło dwóch mężczyzn. Ubrani byli w mundury, a na ich twarzach widniało skupienie i wrogość. Byli straszni. 
        Stanęli w końcu na środku salonu i jeden z nich zapytał:
-Gdzie czwarty członek rodziny?
-Śpi - odpowiedziałem.
-W takim razie idziesz ze mną go obudzić.
-Myślę, że nie ma takiej potrzeby - wtedy zrzucił mnie z kanapy, a ja upadłem przed nim na podłogę.
-Wstawaj do cholery! - usłyszałem nad sobą i poczułem kopnięcie. Wstałem, a on od razu popchnął mnie do przodu, nie  dając mi żadnej możliwości sprzeciwu. 
          Gdy zaprowadziłem go tam, gdzie chciał i otworzyłem drzwi jak nakazał, wszedł i ukucnął przy moim bracie.
-Czemu nie zszedłeś na dół? - jego głos miał taki zdradziecki, miły ton. 
-Bałem się proszę pana. 
-Ale czego? - pogłaskał go po główce i nagle złapał i uderzył nią o barierkę łóżka  a gdy Tom opadł na podłogę, wystrzelił kilka razy w jego stronę. 
-Taka nauczka na przyszłość - wzruszył tylko ramionami. 
          Wyszedł z pokoju, a ja stałem jak otępiały. Mój mały braciszek. Mały, niewinny braciszek. Co on zawinił? Jego główka była roztrzaskana, a  blond włosy zmieniły kolor na czerwony. Kałuża krwi, w której leżał powiększała się z niewyobrażalną szybkością. Cały świat dookoła mnie zamarł. Słyszałem tylko stłumiony szloch mamy i krzyki mojego ojca.  Powoli podszedłem do małego, ale nie dałem rady go chociaż dotknąć. Nie byłem w stanie. Nie chciałem go pamiętać takiego. Pragnąłem, aby został dla mnie tym małym radosnym blondynem, którego każdy kochał. 

          Wybiegłem z pokoju, a w salonie rzuciłem się na tego mężczyznę. Podczas gdy ja okładałem go pięściami, drugi stał obok i śmiał się. W końcu powalił mnie na ziemię i kilka razy czymś oberwałem. Nie wiedziałem czy, gdyż leżałem na brzuchu i nie podnosiłem głowy. Ani mama, ani ojciec się nie sprzeciwili. Pewnie się bali...
            Podnieśli mnie, dosłownie postawili obok rodziców i jeden z nich oznajmił nam:
- Za takie zachowanie obaj zostaniecie zabrani. Pani - tu zwrócił się do mojej rodzicielki - również z nami pojedzie. Myślę, że dalszy opór jest bezcelowy - to powiedziawszy popchnął mnie, a drugi rodziców. Wyszliśmy z domu, nawet się nie oglądając. Po co zresztą pamiętać śmierć brata?
            Już dochodziliśmy do samochodu, gdy jeden z nich padł na ziemię, postrzelony przez kogoś. Nim się obejrzałem ten drugi postrzelił mamę, a potem ojca i wtedy kula przebiła jego klatkę piersiową. Stanąłem zszokowany i wybuchnąłem płaczem. Wtedy ktoś do mnie podbiegł i przytulił. To byli Jane i Evan. 
-Gdzie Tom? - zapytał mnie przyjaciel.
-On... On nie.. - i wpadłem w jeszcze większą rozpacz, a on osunął się na ziemię i płakał razem ze mną. Jane wbiegła do domu i za chwilę wróciła z jakimiś pakunkami, które od nie odebraliśmy. Zadała mi też jakieś pytanie, ale nie usłyszałem go i tylko kiwnąłem głową. Pobiegli gdzieś oboje, a ja otępiały poszedłem do pokoju Toma.
        Tam oni siedzieli przy jego ciele.
-Pochowajmy go - stwierdziłem.
        Zrobiliśmy to i udaliśmy się do Jane. Cały dzień jednak byłem otępiały. Pamiętałem tylko trzy róże                i wizytę Sandy. Najgorsze jednak były sny, w których nawiedzał mnie widok martwego brata.


Jane 



-Wstawać śpiochy! - niestety Kate nie dała nam za długo spać. Zrzuciła z nas kołdrę i próbowała mnie ściągnąć z łóżka. Po chwili jednak stwierdziła, że nie da sobie rady. Usiadła na podłodze i wszyscy zaczęliśmy się śmiać. 
       Nagle Evan spoważniał. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on wyszeptał imię "Patrick". Zerwałam się   z łóżka, wzięłam z szafy wygodne spodnie i koszule, po czym pobiegłam przebrać się. Wyszłam z łazienki dosłownie po minucie, ale rodzeństwo również było już ubrane.
-Kate zostajesz - zarządziłam. Miałam złe przeczucia, co do naszej małej misji.
-Oszalałaś? Evan powiedz jej, że też idę. 
-Nie Kate, Jane ma racje. To może się źle skończyć. Przygotuj apteczkę i tym podobne.
-Ale Evan... - nie musiał nawet nic mówić. Jednym spojrzeniem dał jej do zrozumienia, że z nim nie wygra.
       Już wychodziliśmy, gdy przypomniałam sobie o czymś, co mogło nam pomóc. Pobiegłam do pokoju mamy i otworzyłam jej szafkę z bielizną. Tak jak myślałam, leżała tam broń. Wzięłam pistolet do ręki. Magazynek był pełny. Mama musiała go załadować przed moim przyjazdem. Uśmiechnęłam się na wspomnienie o niej. Schowałam za pasek broń  i zakryłam moją skórzaną kurtką. Wolałam, aby Evan tego nie widział.
-Idziemy? - stanęłam za nim.
-Po co się wróciłaś?
-Nieważne.
-Jane...
-Evan koniec. Patrick czeka.
       Nasz przyjaciel mieszkał kilka ulic dalej, ale musieliśmy się często ukrywać przed patrolami. Pomyślałam, że musimy załatwić sobie fałszywki.
-Jane. Zobacz. - szepnął chłopak. Obok bramy Patricka stał samochód. Ten sam, który przyjechał poprzedniego dnia do Halbrucków.
-Ukryj się - prawie krzyknęłam, gdy wychodzili i prowadzili za sobą rodziców Patricka i jego samego. Nim się obejrzałam, Evan zastrzelił jednego ze strażników. Drugi z nich postrzelił państwo Cambell. Nie zdąrzył jednak zastrzelić Patrick, gdyż kula z mojego pistoletu trafiła prosto w jego serce. Spojrzeliśmy na siebie             z Evanem. Na naszych twarzach widniały strach, zaskoczenie i ból. To byli pierwsi ludzie, których zabiliśmy. I gdyby nie nagły atak płaczu naszego przyjaciela, pewnie stalibyśmy tak dłużej. Podbiegliśmy do niego                     i przytuliliśmy. 
-Gdzie Tom? - zapytał Evan.
-On... On nie... - nie dokończył. Zaczął jeszcze bardziej płakać, a tamten osunął się na ziemię
i schował twarz w dłoniach. Tak bardzo lubił małego. Wbiegłam szybko do ich domu, spakowałam najważniejsze rzeczy przyjaciela do jego plecaka, wzięłam całą amunicję jego ojca i wyszłam. Chłopaki, kiedy mnie zobaczyli, szybko podbiegli i wzięli wszystko.
-Zabili go w jego pokoju, prawda? - wystarczyło mi tylko kiwnięcie głowy jako odpowiedź. Złapałam Evana za rękę i udaliśmy się do odpowiedniego pokoju, a tam czekał na nas okropny widok.
       Mały miał roztrzaskaną czaszkę i kilka kul w ciele. Leżał w ogromnej kałuży krwi. Stałam przy drzwiach jego pokoju, nie mogąc się ruszyć. Przyjaciel za to klęknął przy nim i próbował go ocucić, chociaż wiedział, że to nic nie da. Gdy zaczął płakać uklęknęłam przy nim i złapałam go za rękę. 
-Pochowajmy go - to Patrick stał za nami. Kiwnęliśmy tylko głowami. Owinęliśmy małego, a w tym czasie Evan wykopał dół za domem. Patrick ułożył w nim brata i wspólnie go zasypaliśmy. Ułożyliśmy na jego grobie trzy róże, które symbolizowały naszą miłość do niego. 
       Po wszystkim udaliśmy się do mnie, ale po drodze znów musieliśmy się ukrywać. W domu zadzwoniłam do znajomej mamy, prosząc, aby przyszła szybko do nas.
       Zjawiła się za pół godziny. 
-No kochana, ciocia Sandy jak zawsze przybywa z pomocą! - Zjawiła się jak zawsze z uśmiechem na ustach. Jednak jej spojrzenie przepełniał ból.
-Sandy, czy oni zabrali Daniela? - i wtedy jej oczu popłynęły łzy. Przytuliłam ją. W końcu był to jej mąż. Chwilę później usiadła na kanapie i spojrzała na nas.
-Dobra dzieciaki, nie dzwonicie do mnie bez przyczyny. Co mam dla was zrobić?
-Fałszywki - odpowiedziałam.
-Na kiedy?
-Jak najszybciej.
-Jutro?
-Może być.
-W takim razie dajcie mi swoje zdjęcia - daliśmy jej nasze zdjęcia. Przyjrzała się im.
-Jutro o 12 wam przyniosę wszystko - oznajmiła i wyszła. 
       Siedzieliśmy przez chwilę w milczeniu, aż w końcu Evan wstał i uznał, że jest głodny, więc udaliśmy się do kuchni i przygotowaliśmy coś do jedzenia.
       Podczas posiłku nagle zebrało nam się na wspomnienia. Opowiadaliśmy nieznane dotąd innym historie. Jedynie Patrick siedział cicho i nas słuchał. Rozumieliśmy go, dlatego nie naciskaliśmy na rozmowę. Ja przytoczyłam tylko jedną opowieść.
       To było dziesięć lat temu. Byłyśmy wtedy z mamą i Lily, nieżyjącą już moją młodszą siostrą nad morzem. Obie nie lubiłyśmy tego miejsca. Ja miałam wtedy osiem lat, ona sześć. Na plaży zwykle nie nudziłyśmy się, bo bardzo łatwo było nam znaleźć jakiś towarzyszy. Jednak tego dnia nie znalazłyśmy nikogo. Jakieś dwie, może trzy godziny pobawiłyśmy się same, ale potem zaczęłyśmy się nudzić. Spojrzałyśmy na mamę - spała. Złapałam więc Lily za rękę i poszłyśmy na spacer wzdłuż plaży. Nie zwracałyśmy uwagi na szczegóły, kapałyśmy się, próbowałyśmy przeskoczyć fale. Nie zważyłyśmy na upływający czas, dopóki Lily nie zatęskniła za mamą. Zawsze była z nią bardziej związana niż ja. Zaczęła szlochać, a ja rozglądałam się, próbując odnaleźć naszą rodzicielkę. Nie widziałam jej jednak. Biegałyśmy po plaży, nie mogąc jej znaleźć. Za nic nie mogłyśmy sobie przypomnieć, gdzie jest mama. Ludzie patrzyli na nas zdziwieni, ale nikt nam nie chciał pomóc. Poprowadziłam Lily w stronę wydm i wtedy ją zauważyłyśmy. Moja siostra od razu do niej pobiegła i zaczęła opowiadać jej wszystko. Była strasznie przejęta. Ja jednak dostrzegłam, że była zaspana i właściwie nie rozumiała co mówiła do nie moja młodsza siostra. Do tej pory nie rozumiem jak można spać na plaży, a tym bardziej, gdy jest się tam z dziećmi. Najlepsze było jednak to, że do końca wyjazdu nie poszłyśmy już tam ani razu.
       Siedzieliśmy tak do późnego wieczora. Czasem opowieści przerywały nam odgłosy strzelanin, krzyki lub płacz, ale wtedy przyciągaliśmy do siebie plecaki, w których mieliśmy spakowane rzeczy, które pozwoliłyby nam przetrwać kilka dni poza domem, a potem ja przytulałam się do Evana, a Kate do Patricka i czekaliśmy, aż wszystko się uspokoi. Wiedzieliśmy, że już niedługo sytuacja pogorszy się na tyle, że będziemy musieli uciekać i działać. Ale wtedy najważniejsze dla nas było bycie razem, aż w końcu tak przytuleni z plecakami i kurtkami obok, pogrążyliśmy się we śnie.
       A gdy przyszła noc, wraz z nią zjawiły się plany i nadzieje na przyszłość.
 
Przepraszam za wszelkie błędy, ale każdy rozdział piszę na telefonie i nie jestem w stanie wszystkiego wyłapać. Jeśli jednak komuś uda się coś znaleźć lub będzie po prostu chciał wyrazić swoją opinię, niech pisze w komentarzach. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz