sobota, 9 marca 2013

3.


Jane

       Była już północ, gdy weszliśmy do mnie. Każdy z nas był zmęczony, więc przygotowałam im łóżka
i poszłam do swojego pokoju.
       Nie mogłam usnąć. Włączyłam komputer w celu sprawdzenia wiadomości, ale wszystkie z nich były zbyt dołujące. Granica upadła, kolejne miasta zajmowane przez okupanta, pierwsze ofiary. Nie mogłam tego czytać. Wstałam i udałam się do kuchni. Tam siedział już Evan.
-Nie możesz spać? - zapytałam.
-Myślę o mamie.
-Wiem. Ja też cały czas myślę o swojej.
-Jane, czy będą bardzo cierpiały? - to pytanie zbiło mnie z tropu. Nie wiedzieliśmy gdzie są i co z nimi zrobią.
-Myślę, że nie. - spojrzał na mnie i zauważyłam, że płakał. Podeszłam i przytuliłam go. Zaczęliśmy szlochać oboje. Siedziałam wtulona w jego ramiona, a on gładził moje włosy. Oboje nie wyobrażaliśmy sobie życia bez nich. W końcu były to nasze matki. 
       W końcu się opamiętaliśmy.
-Evan, musimy zgarnąć Patricka.
-Po co? Chyba nie chcesz... Jane nie pozwolę ci!
-Cicho, obudzisz Kate. Nie, nie wstąpimy do armii, chociaż chciałabym. - na jego twarzy pojawiła się ulga.
-To po co go mamy wziąć?
-Jego ojciec jest z innego miasta.
-I co z tego?- wystarczyło moje wymowne spojrzenie, abym nie musiała odpowiadać. Rodzice Patricka byli w sobie szaleńczo zakochani. Gdy zabiorą jego ojca, matka pójdzie z nim.
-A co z Tomem? - Tom był pięcioletnim bratem naszego przyjaciela. Lubiliśmy go, szczególnie Evan.
-Weźmiemy go.
-Myślisz, że poradzimy sobie z nim?
-A czemu nie? To tylko dziecko.
-No właśnie. Boję się, że...
-Jane, nic się nie stanie. Już się nim zajmowaliśmy. Nie ma sensu się martwić. A jak się uda to będą tu też państwo Cambell. Nie martw się - dalej jednak nie wiedziałam, jak poradzimy sobie z opieką nad nim.
       Posiedzieliśmy jeszcze trochę w kuchni i wróciliśmy do siebie. Po chwili jednak do mojego pokoju wszedł Evan.
-Mogę zostać u ciebie? - wyszeptał.
-Jasne.
       Położył się koło mnie, a ja wtuliłam się w niego. Leżeliśmy dość długo, ale żadne z nas się nie odzywało. W końcu udało nam się usnąć, ale i tak budziliśmy się co chwilę z powodu koszmarów.

Kate

       Leżałam na łóżku w pokoju gościnnym i zastanawiałam się po co to wszystko. Zabieranie ludzi, wojna, zło. Z tego nie ma prawa wyniknąć nic prócz zła. wybuch wojny przekreślił moje plany na przyszłość, pozbawił mnie w jednej chwili marzeń i skazał od samego początku na cierpienie. Gdyby chociaż zostawili mamę w spokoju. Wtedy byłoby o niebo lepiej. Albo gdyby nie zjawiła się wtedy Jane. Zabraliby nas razem z nią i nie rozdzielali. Mogliby nas nawet zabić, ale czy byłoby to ważne.
       Zdecydowanie była to wina Jane. Musiałam tylko uświadomić o tym brata, co było wyzwaniem. Był zakochany w tej dziewczynie, ale do tej pory jej tego nie powiedział. Mogłam jednak śmiało stwierdzić, że była dla niego ważniejsza niż ja. Naprawdę ją lubiłam, ale w tamtej pamiętnej chwili stała się moim wrogiem. Co z tego, że i ona straciła matkę. Czy to było ważne? Moja i tak była ważniejsza.
       W pewnym momencie usłyszałam, że ktoś idzie do kuchni, za chwilę udała tam się druga osoba. Usłyszałam głos Jane.
-Nie możesz spać?
-Myślę o mamie.
-Wiem, Ja też cały czas myślę o swojej - grała pokrzywdzoną. Jasne. I tak nigdy nie była z nią w dobrym kontakcie. Usłyszałam ich szloch. Mój brat płakał? To było nienaturalne.
-Evan, musimy zgarnąć Patricka - to była moja szansa. Gdybym tylko z nimi poszła i się pokazała. Powiedziała, że nie jestem stąd. Zabraliby mnie do mamy. Nie myślałam o nich. Niech sobie radzą sami. Ja tu byłam ważniejsza.
        Mówili też coś o armii. Pewnie ona mówiła, że chce do niej wstąpić. Byłby spokój. Mogła to zrobić. Potem jednak zaprzeczyła, co jeszcze bardziej mnie rozzłościło. Stwierdziła, że muszą po prostu ratować tamtego. W takim razie musiałam działać. Postanowiłam być dla nich miła. Myślałam, że wezmą mnie ze sobą i mój plan by się udał. Z taką nadzieją usnęłam.
        Kolejny dzień rozpoczęłam tak jak planowałam, czyli od bycia dla nich miłą. To jednak nic nie dało                         i wszystko potoczyło się inaczej niż to sobie zaplanowałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz